Subiektywnie o filmie

Subiektywnie o filmie

czwartek, 12 listopada 2015

Good evening, Clarice.


Była nowość, były premiery, czas na klasykę.
Fenomenalnie prowadzony przez reżysera, Jonathana Demme'a, z genialnymi zdjęciami Taka Fujimoto i cudownie napisanym scenariuszem przez Teda Tally'ego (adaptacja powieści Thomasa Harrisa). Jednak nawet to wszystko nie byłoby gwarantem sukcesu, gdyby nie dwójka aktorów.
Anthony Hopkins i Jodie Foster, ten duet stworzył, moim zdaniem, najlepszy thriller wszechczasów.
"Milczenie Owiec" i cholernie przerażający Hannibal Lecter.
O tym jak bardzo, kreowana przez Hopkinsa, postać była przerażająca świadczyć mogą dwie rzeczy. Po pierwsze: fakt, że facet przez cały film ani razu nie mrugnął w trakcie wypowiadanych przez siebie kwestii (inspirował się Charlsem Mansonem).
Po drugie: kwestie które wypowiadał i sposób w jaki to robił. W tym momencie większość z Was ma pewnie w głowie fragment, w którym Lecter opowiada o tym jak zjadł wątróbkę i popił ją wybornym chianti, jednak dla mnie najbardziej przerażąjąca i budząca największy niepokój jest ostatnia scena filmu:

"Chętnie pogawędziłbym z Tobą dłużej, ale spodziewam się starego przyjaciela na kolacji. Pa."




Co oprócz gry aktorskiej sprawia, że obok filmu nie da się przejść obojętnie? Kilka drobnych zabiegów operatorskich i reżyserskich.
Zwróćcie uwagę na scene pierwszego spotkania Clarice i Lectera. Kamera jest ustawiona na wysokości oczu aktora, a ten patrzy prosto w nią. Dzięki takiemu przedstawieniu postaci mamy wrażenie, że Hannibal patrzy prosto na widza, że wie wszystko, że widzi wszystko.
Co dalej? W każdej scenie nagrywanej w szklanej celi widzimy w szybie odbicie którejś z postaci, co również wzmaga w nas niepokój. Czujemy, jakbyśmy byli obserwowani.
Szczegóły, które świadczą o mocno psychopatycznej osobowości Lectera takie jak magazyn "Bon Appetit", który możemy dostrzec w celi. Oh ironio.

Kolejną, bardzo ważną rzeczą w kwestii odbioru filmu jest to, że praktycznie cała ekipa studiowała akta FBI, słuchali taśm z przesłuchań, współpracowali z FBI, czerpali inspiracje z autentycznych morderców (Buffalo Bill to połączenie aż trzech postaci: Ed Gain, który obdzierał ofiary ze skóry, Ted Bundy - "specjalista od gryzienia" oraz Gary Heidnick, który przetrzymywał kobiety w piwnicy).

I na koniec kolory filmu. Czyli jak postprodukcja dodała mocy.
Zimne, niebieskie odcienie w celi przeplatane z czerwieniami w domu Billa. To potęguje strach, niepokój, sprawia, że włosy stają dęba.


Wciąż nie jesteście przekonani, czy warto sięgnąć po ten film? W takim razie to podsumowanie rozwieje Wasze wątpliwości.
Jestem przekonany, że każdy, kto oglądał "Milczenie Owiec" ma w głowie jakiś kadr z Hopkinsem, prawda?
Więc wyobraźcie sobie, że "Milczenie" trwa 118 minut, a Lectera możemy oglądać jedynie przez minut 16! I za tę 16 minutową rolę otrzymał Oscara. 
"Milczenie Owiec" ogólnie zgarnęło 5 Oscarów w najważniejszych kategoriach: Najlepszy film, Najlepszy scenariusz adaptowany, Najlepsza Reżyseria, Najlepszy Aktor Pierwszoplanowy, Najlepsza Aktorka Pierwszoplanowa. 

Zaufajcie mi - naprawdę warto poświęcić te 118 minut i obejrzeć "Milczenie" popijając wyborne chianti.

Świat: 5/5
Polska: 5/5

---
P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz